Tydzień spędziłam w Sztokholmie, wędrując w różnych kierunkach. Planowałam wizytę w Muzeum Fotografii oczywiście, ale zanim tam dotarłam, już pierwszego dnia zobaczyłam plakaty reklamujące właśnie otwartą wystawę zdjęć Francesci Woodman. Pamiętacie moje dwie sesje, inspirowane jej pracami: Zanikanie i Kiedy nie ma jutra? Piękny zbieg okoliczności – ta wystawa, pomyślałam. Zawróciliśmy w miejscu i powędrowaliśmy do Muzeum Sztuki Współczesnej, położonym na małej wyspie. Wystawa naprawdę warta polecenia.
Setka prac Franceski Woodman w jednym miejscu, oglądanych z bliska – uwierzcie – to robi wrażenie. Jak rodzynek na torcie na zakończenie kilka zdjęć fotografów z podobnego kręgu: Mapplethorpe, Diane Arbus, Cindy Sherman. Wystawa będzie otwarta do 6 grudnia – więc może jeszcze ktoś z was będzie przejazdem w Sztokholmie.
Zachęcona pierwszą wystawą kilka dni później poszłam do Muzeum Fotografii. Zlokalizowane jest w południowej części Sztokholmu, na nabrzeżu. W tej chwili są tam otwarte 3 wystawy – i każda z nich inna.
Pierwsza, największa chyba to: Inez & Vinoodh Pretty Much Everything 2015. Opis zachęca, mówiąc, że fotografia modowa daje możliwość pokazania szerszej publiczności czym jest współczesna sztuka. No i otóż nie bardzo. Przynajmniej nie bardzo dla mnie.Wystawa trochę jak groch z kapustą – przemieszane wszystkie rodzaje pracy pary fotografów, z wielu lat. Co widziałam: typowo modowe fotografie. Tylko, że nie jest to ta fotografia modowa, która jest sztuką dla mnie, nie tym razem. Portrety – głownie sław – kilak niesamowitych przyznaję, dna nich warto tam było pójść. Martwe natury, kilka kolaży, i zdjęcia, które trudno nazwać ani umieścić w kategorii. Czyli za dużo i za dobrze, dodatkowo przemieszane w sposób, który nie pozwala odgadnąć zamysłu kuratora. (I dodam, że tych najlepszych zdjęć nie znajdziecie na stronie muzeum).
Drugie piętro i druga wystawa: Nick Brandt On This Earth A Shadow Falls Across The Ravaged Land. Piękna wystawa. I szczytny cel. Zagrożona przyroda Afryki Wschodniej. Zdjęcia, odbitki – przepiękne. I wstrząsające, jeżeli tylko ich graficzne piękno nie odciągnie naszej uwagi od tematu. To takie zdjęcia w których forma przeważa nad treścią trochę. Nie mam nic przeciwko formie i estetyce, sama jestem za. Tylko przez chwilę zastanawiałam się czy tu nie za silny jest efekt wizualny, czy nie przeważa nad treścią. Czarno-biel pozbawia te zdjęcia realności i brutalności życia, kompozycja jest idealna, cudowne wywołanie. Każde z tych zdjęć jest po prostu piękne. I niestety to bardziej zostało mi w pamięci niż treść. Trochę tak jak ze zdjęciami Salgado. Zdecydowanie warto obejrzeć, choć pytania pozostają.
(zdjęcie ze strony muzeum, promującej wystawę © Nick Brandt)
No i wreszcie – trzecie piętro – i niespodzianka dla oka. Ta wystawa wygrywa, nie mam żadnych zastrzeżeń ani pytań. Nygårds Karin Bengtsson Untold Stories. Nie znałam tej fotografki – ale zachęcona wystawą poszukałam więcej. Tu macie jej stronę i więcej zdjęć.
Te dwa to moje wybory z wystawy – choć trudno było wybrać.
(zdjęcie ze strony muzeum, promującej wystawę © Nygårds Karin Bengtsson)
Forma, kolor, czystość i światło na tych zdjęciach mnie zachwyca. Nie na darmo w komentarzu do wystawy znajdziemy odwołania do malarstwa: Vermeera, Hoopera, czy niedawno odkrytego przeze mnie Hammershoi’a.
Dodaj komentarz